Normalne reguły Sim Wiochy przewidują, że będzie się w nią grało, jak w
kolekcjonerską grę karcianą. Czyli - każdy bierze Portala, kseruje to co
mu się podoba, później wyrzuca to, co mu niepotrzebne i robi talię. Potem
przed rozgrywką talię się tasuje i gra.
Jednak taki sposób ma pewne wady. Po pierwsze: dużo kserowania. Po
drugie: Sim Wiocha kuleje pod pewnymi względami, jak choćby dobór kart.
Mój kolega już na początku wykombinował, że właściwie, to najlepsza talia
składa się z górników i linii energetycznych. Podobnych układów można
podawać wiele. Mają dwie wspólne cechy: są nieeleganckie i całkowicie
rujnują równowagę rozgrywki.
Jak tego uniknąć? Można przyjąć zasadę, że np. 1/3 wszystkich kart nie
może się powtarzać. Jest jednak inny sposób.
Mój pomysł polega na wyzbyciu się nawyków kolekcjonerskich gier
karcianych. Wróćmy do tradycyjnego sposobu na grę w karty.
Po pierwsze: nie ma osobnych talii. Jak kto chce, może swoja talię
oznaczyć (uczciwie!) przed zmieszaniem. W każdym razie powstaje jedna,
duża talia, którą tasuje się i rozdziela po równo między graczy. Oni
następnie przeprowadzają z dostanych kart selekcję i tworzą talię, którą
będę grali.
Jakie ma to zalety? Pozwala na większe eksperymentowanie i zwiększa
różnorodność partii. Sprawdza umiejętność przystosowania do
nieprzewidzianych sytuacji a nie ślęczenia przy kserze. Wreszcie eliminuje
graczy stawiających na ścisłą elitarność w talii. Jeśli ktoś
dobierze same dobre karty, ale za to niewiele, to w wypadku przedłużenia
się rozgrywki zostanie na lodzie. Sklepane grupy wypadają z gry i kupka
kart odłożonych na później może pozostawić takiego gracza bezbronnym. Co
mu wtedy z Fabryki amfetaminy czy Plantacji trawy, skoro nie ma nawet Żuli
w talii do jej strzeżenia?
Oczywiście, jest to sposób na wprowadzenie urozmaicenia do gry. Po
pewnym czasie zapewne gracze zechcą wrócić do tradycyjnego sposobu
rozgrywki. Chodzi przede wszystkim o to, by się nie nudzić i nie popaść w
rutynę.
[